Przejdź do głównej zawartości

Odroczyć nieuchronne


Żródło okładki
Czujesz się obserwowany? Masz wrażenie, że ktoś cię podsłuchuje? Kontrolujesz swoje życie, ale wiesz, że tylko pozornie? Być może jesteś jednym z bohaterów „Jednostki” Ninni Holmqvist…

Ta dystopijna powieść nie pozostawia złudzeń, pustka emocjonalna i nastawienie na zysk, prowadzą do dehumanizacji i przedmiotowego traktowania człowieka. Tytuł „Jednostka” nie odnosi się jedynie do instytucji, jednostka, człowiek, przestał być podmiotem stosunków społecznych. Każdy ma jasno określone role, jeżeli ich nie wypełnia, zostanie brutalnie rozliczony po ściśle określonym przez ustawy terminie. Nie ma miejsca na sentymenty, przegrywasz i zaczynasz służyć innym, lepiej dostosowanym i potrzebnym społeczeństwu. Jak refren powracają słowa: zbędny, odroczenie, niepotrzebny, nieprzydatny. Kto to jest zbędny? To ludzie podobni do głównej bohaterki książki Dorrit: samotni, bez stałego dochodu, bezdzietni (główny wyznacznik zbędnej/zbędnego), bez sukcesów zawodowych. Granicę wieku wyznacza 50 lat dla kobiet i 60 dla mężczyzn. Dorrit jest niezależna, ale jednocześnie niezamożna, bez silnych relacji rodzinnych, z kredytem, którego nie może spłacić. Typowa zbędna, obciążenie dla budżetu. Przeznaczeniem zbędnych jest rehabilitacja wobec społeczeństwa, zostają dawcami organów, poddawani są eksperymentom medycznym i psychologicznym. W zamian za to żyją przez kilka miesięcy na koszt państwa, z dostępem do aktywności fizycznej, kultury, wyżywieniem, „opieką medyczną”. Świadomością nieuchronnej, ale niedalekiej śmierci. Dorrit zamknięta w Jednostce ma poczucie zaniedbania. Zastanawia się czy ona i jej podobni mogli zrobić cokolwiek, by powstrzymać najpierw szaleńcze zapędy, a potem konsekwentnie realizowany plan, zamiast liczyć na „odroczenie”?

Paradoksalnie dopiero w Jednostce Dorrit ma poczucie przynależności do grupy, ludzi którzy podobnie jak ona zostali sklasyfikowani i czekają jedynie na wyrachowaną realizację przeznaczenia, tzw. donację końcową. 
 
Każdy dzień w Jednostce to próba przekonania siebie, że obłędna rzeczywistość ma sens. Psychologowi z sarkazmem wyznaje: myślałam, że życie jest moją własnością (…) Czymś, czym mogę swobodnie dysponować i nikt nie ma prawa zgłaszać do niego roszczeń ani go oceniać. Ale teraz zmieniłam zdanie. Nie jestem posiadaczką mojego życia, ono należy do innych. (…) życie jest kapitałem. Kapitałem, który należy rozdzielić sprawiedliwie pomiędzy obywateli w taki sposób, który sprzyja reprodukcji, zapewnia wzrost, dobrobyt i demokrację. (…) najlepsze, co mogę w tej sytuacji zrobić, to się z tym pogodzić. Uznać, że to ma sens. Inaczej nie będę mogła myśleć, że umieranie z tego powodu ma sens. (…) Żyję i umrę po to, żeby wzrósł produkt narodowy brutto, i jeśli nie uznam, że to ma sens, wtedy moja egzystencja tutaj będzie nie do zniesienia. Mocne i dramatyczne zarazem, jedynie racjonalizacja rzeczywistości gwarantuje psychiczną równowagę.

Jednostka to świat bez wyjścia, ale jej mieszkańcy trafiają tutaj ze świadomością swojego przeznaczenia. Istnieje społeczne przyzwolenie na jej funkcjonowanie, choć żaden ze „zbędnych” nie chce umierać, wiedzą, że tzw. donacja końcowa to tylko kwestia czasu. Uderzające jest, że są pogodzeni ze swoim losem, przyjmują go ze spokojem. Próba buntu? Cóż, próbę zawsze można podjąć, ale każde zachowanie i myśl odbiegające od celów Jednostki są metodycznie i skutecznie pacyfikowane.

Powieść wciągająca, ale nie zakładajcie, że znajdziecie w niej zaskakującą intrygę czy grozę. Ta ostatnia to raczej przeczucie, że wizja Holmqvist jest bardzo prawdopodobna. Jest tutaj zarysowana próba dyskusji z feminizmem, jednak próba chybiona. Kilka rzuconych haseł, które mają chyba przekonać czytelnika, że dobrowolna bezdzietność i niezależność prowadzą kobiety na margines społecznego funkcjonowania. Mnie to nie przekonuje. 

Co można powiedzieć o języku powieści? W zasadzie nic szczególnego, poprawny, momentami książka zawiera za dużo opisów Jednostki, wątek romansu Dorrit i Johannesa przegadany. Niektóre dialogi są jakby sztuczne, upchnięte żeby coś wyjaśnić, tak naprawdę wyjaśniają niewiele, np. rozmowa Dorrit z pielęgniarzem po donacji końcowej Johannesa. Zakończenie powieści przewidywalne, jednak nie mogę stwierdzić, że mnie rozczarowało, bo jest po prostu konsekwentne. Nie mogło być inaczej, bo funkcjonowanie Jednostki nie dopuszczało innego. 

„Jednostka” to wizja odhumanizowanego społeczeństwa i medycyny, obawiam się, że realna. Zasady stosowane wobec zbędnych są bezwzględne: pracujesz i osiągasz sukces finansowy lub rozmnażasz się i w ten sposób bierzesz udział we wzroście gospodarczym, idealnie, gdy połączysz te dwie sfery życia. Pozostali są eliminowani. Sztuczna serdeczność i profesjonalna empatia to wizytówka personelu Jednostki, który metodycznie realizuje założenia stawiane przed instytucją. Eugeniczne skojarzenia narzucają się automatycznie, bo granica pomiędzy praktykami Jednostki, a poprawianiem gatunku, jest bardzo cienka i płynna. Jeżeli jesteśmy zdolni do sprowadzenia człowieka do roli części zamiennych, to dlaczego nie wyhodować człowieka na zamówienie. Świat opisywany przez Holmqvist to bezduszna, ale prawdopodobna wizja społeczeństwa przyszłości, świata dalekiego od renesansowej wizji człowieka. Kapitał i zysk wyznaczają przyszłość człowieka nieustannie inwigilowanego i klasyfikowanego. 

Czytając „Jednostkę” można postawić kilka pytań dotyczących przyszłości funkcjonowania społeczeństw i miejsca w nich pojedynczych ludzi. Odpowiedź na te pytania nie jest jednoznaczna, ponieważ przyszłość trudno przewidzieć i zdefiniować, a wizja zawarta w „Jednostce” to propozycja, na razie tylko propozycja.

Ninni Holmqvist, Jednostka. Helion SA 2019, e-book.


Spodobał Ci się wpis? Udostępnij!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prezentacja nie taka straszna

Źródło Onepress Mieliście tak, że biorąc udział w jakiejś prezentacji, zaczynaliście ziewać i osuwać się w niebyt? A może wasze audytorium walczyło z opadającymi powiekami? Założę się, że doświadczyliście jednego i drugiego. Prezentacja to była zmora czasów studenckich i nadal potrafi wychylić łeb na jakimś szkoleniu. Jak mogłam się w to wpakować? Pewnie będzie nudził – pomyślałam, patrząc na tytuł tej książki Prezentacje. Po prostu! Jednak ok, świadomie przyjęłam ją na półkę w nadziei, że z Piotrem Buckim pokonam zmorę. Czasami zmora jest nie taka straszna. Piotr Bucki twierdzi, że dobra prezentacja zabiera słuchacza ze świata który zna, do świata, którego nie zna. Przyznacie, że taka teza jest zachęcająca, nawet dla osoby tak sceptycznej, jak ja. Bucki przekonuje, że prezentacja to całość, narracja, a nie slajdy, które przygotowane w ujęciu graficznym, wzmacniają narrację. Autor podaje szereg zasad ich tworzenia i   robi to w świetnym stylu. Ważna jest struktura, wci

Hańba, J.M. Coetzee

Seks i kasa. Prosty układ: usługi prostytutki i jej wynagrodzenie, jednak klient za bardzo przywiązuje się do usług konkretnej kobiety. Spełnia ona jego wymagania, dlatego gdy ta znika, mężczyzna nie chce innej profesjonalistki. Swoje nienasycenie kobiecymi wdziękami ukierunkowuje na swoją dwudziestoletnią studentkę. Ta chwilowa fascynacja kosztuje bardzo dużo. Zaskarżony i pohańbiony musi odejść z pracy, jednak to dopiero początek problemów. Hańba Johna Maxwella Coetzee to zapis trudnych wyborów, uwikłania bohaterów, nieumiejętności podejmowania słusznych decyzji i braku zrozumienia. Wydaje się, że niemal każdy krok bohatera prowadzi do jego porażki, że nie potrafi poradzić sobie z problemami, przed jakimi stawia go życie. Poszukuje bliskości kobiet, jednak dwa razy rozwiedziony, wykorzystuje swoją studentkę, która wydaje się zagubioną, młodą dziewczyną. Bohater nie rozumie swojej dorosłej córki, o której życiu chce decydować. Zdegradowany prof

Krzyk Czarnobyla. S. Aleksijewicz

Źródło okładki „do tej pory mam przed oczyma jasnomalinowy odblask, reaktor świecił się jakoś tak z wnętrza. To nie był zwyczajny pożar, lecz jakieś takie jarzenie. Nic podobnego nie widziałam nawet w kinie. (…) Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być tak piękna” (s. 112) tak pierwsze godziny po wybuchu w Czarnobylu wspomina jeden z bohaterów książki Swietłany Aleksijewicz „Krzyk Czarnobyla”. Autorka na początku książki, napisanej 10 lat po wybuchu, przytacza fragmenty z pisma „Ogoniak” (nr 17 z czerwca 1996 r.) mówiące o skutkach wybuchu w Czarnobylu dla Białorusi. Potem są już relacje świadków i rodzin tych, którzy zazwyczaj nieświadomi zagrożeń, z poświęceniem usuwali skutki wybuchu. Pierwszą grupą dotkniętą bezpośrednio promieniowaniem byli strażacy. Aleksijewicz skupia się na historii wzruszająco opowiedzianej przez żonę jednego z nich, która obserwowała degradację organizmu męża i jego śmierć w męczarniach. Żołnierze, którzy mieli rozkaz pracy przy reaktorze, chorowali