Muszę przyznać, że po przeczytaniu
tej książki trochę inaczej spoglądam na przestrzeń architektoniczną wokół mnie.
Nie zgadzam się ze wszystkimi postulatami czy opiniami autora, jednak zawarł w
tekście wiele cennych uwag, które warte są choćby zastanowienia. „Wanna z
kolumnadą” Filipa Springera to subiektywne spojrzenia autora na otoczenie, a wnioski
jakie wyciąga, nie są niestety dla Polaków przychylne ‒ słowa znajdują potwierdzenie w
fotografiach.
O nowych osiedlach pisze: „Ktoś kto
kupował domek z widokiem na las albo łąkę, powinien właściwie cały czas stać w
oknie i się gapić, bo za dwa-trzy lata tego widoku już mieć nie będzie. To
pewne” (s. 16). Taka jest smutna polska rzeczywistość, bo według autora deweloper
sprzedaje jedynie obietnicę raju, w rzeczywistości powstają osiedla zatłoczone
i pozbawione infrastruktury. Wymarzone miejsce poza miastem zmienia się w
koszmar, gdzie stopniowo wkradają się korki, brud i błoto.
Springer nie boi się kolokwializmów i
tworzy neologizmy (wzrokociąg, czyli wszechobecne reklamy zewnętrzne;
pastelowa, czyli bloki malowane przypadkowo, bez nawiązania do otoczenia), przy
pomocy których obśmiewa architektoniczny bezwład.
Kpi z konkretnych miejsc i budowli,
np. łuku triumfalnego w Michałowicach, imitującego te greckie, z hotelu
Gołębiewskiego w Karpaczu nazwanego Klejnotem: „Przy Klejnocie Karpacz wygląda
jak coś nieistotnego” (s. 107). Ten fragment ukazuje myślenie urzędników i
handlowców, a ci którym się to nie podoba, są z góry na przegranej pozycji.
W książce pojawiają się liryczne
teksty o polskich rzekach, ujarzmionych i porzuconych, o których ludzie przypominają
sobie, gdy woda wypełnia osiedla beztrosko budowane na terenach zalewowych.
Pomiędzy poszczególnymi rozdziałami
Springer wprowadza słownik objaśniający istotne według niego terminy, przytacza
raporty na temat przestrzeni publicznej.
Jest jeszcze płot odgradzający
bogaczy od biedoty, od hołoty, która nie może wścibić nosa do osiedla
nowobogackich, którym wydaje się, że złapali Boga za nogi. Płot to także symbol
do zrozumienia tego tekstu. Zdecydowanej większości przecież nie przeszkadza
otaczająca ich rzeczywistość. „Pasteloza” i „wzrokociąg” są czymś naturalnym,
może nawet atrakcyjnym, nie trzeba się wysilać, myśleć, główkować. Wystarczy
tak, jak jest, więc po co przekraczać płot, podejmować wysiłek i zmieniać
rzeczywistość. Po co takie książki jak Springera? Dają do myślenia? Komu? Tym,
którzy je przeczytają? Może czytają je tylko ci, którzy już w jakiś sposób
drażni ta rzeczywistość, a ogromna większość? Ma to gdzieś…
F. Springer, Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni. Wydawnictwo
Czarne. Wołowiec 2013.
Komentarze
Prześlij komentarz