Przejdź do głównej zawartości

Pod mocnym aniołem. Pilch, Smarzowski, Dowgird



Źródło zdjęcia

„...nie ma pospiesznej windy do trzeźwości” powiedział Krzysztof Dowgird w audycji Michała Olszańskiego „Godzina prawdy”. Rozmowa obu panów była jedną z ciekawszych jaka wyemitowana była w piątkowym cyklu Trójki. Interesująca i emocjonalna, bo Dowgird był bezpośredni, bezpardonowo zbijał argumenty Olszańskiego. Dlaczego o tym piszę?
Kilka dni temu obejrzałam film Wojciecha Smarzowskiego „Pod mocnym aniołem” i audycja Olszańskiego nie tyle zmusiła mnie do napisania tych kilku słów, ale pomogła trochę inaczej spojrzeć na ten film. Już w kinie zastanawiałam się jak odbiorą go ludzie uzależnieni, zarówno ci, którzy otwarcie przyznają się, że są alkoholikami, ale także ci, którzy ukrywają lub nie uświadamiają sobie problemu.
Refleksja po obejrzeniu tego obrazu? W zasadzie nic nowego, alkohol to dno, które sprowadza człowieka na najniższe poziomy, niezależnie czy jest się intelektualistą czy posiada się wykształcenie podstawowe. Nie ważne jest czy pije się wódę z najwyższej czy najniższej półki, koniec może być ten sam, nie musi, ale może.
Dowgird alkoholizm określa jako chorobę demokratyczną, bo dopaść może każdego niezależnie od pochodzenia i nikt nie potrafi określić, kiedy następuje moment przejścia na tę stronę, z której powrót jest bardzo trudny. Nie każdy doprowadzi się do stanu, w którym ukazani zostali bohaterowie filmu. Muszę zgodzić się z Dowgirdem, który mówił, że wielu z widzów powie, nie, to nie ja, jeszcze nie jestem w takim stanie, nie jestem alkoholikiem, dlatego nadal będą się upijać, aż się wykończą. Dla Dowgirda Smarzowski i Pilch strzelili sobie, a przede wszystkim alkoholikom, w kolano, bo mogą powiedzieć jeszcze daleko mi do tego stanu, a alkoholik ma szukać pomocy, ponieważ jest dla niego szansa, a nie chodzić na film, który go uspokoi  i w efekcie nie zidentyfikuje się z tym obrazem.
Na końcu filmu jest scena, gdy bohater, po terapii, stoi na skrzyżowaniu pomiędzy swoim mieszkaniem, sklepem monopolowym a knajpą, w której się upijał i nie wiadomo, co zrobi. Nie widzimy już jego decyzji, ale całość jest obrzydliwie naturalistyczna, tam nie tylko leje się wóda, tam leżenie we własnych wymiocinach i ekskrementach jest powszechne. W pewnym momencie miałam już dość tego fekalistycznego stylu. I miałam mieszane uczucia w odbiorze filmu, w którym świetną postać stworzył Robert Więckiewicz. Nie należy zakładać, że film ukazuje całą prawdę o alkoholizmie i ludziach nim dotkniętych, pytanie co chciał ukazać reżyser, bo może wcale nie miał takich intencji.

Audycji w Trójce można wysłuchać tutaj



Komentarze

  1. Nie widzę sensu w epatowaniu widza aż tak brutalnym naturalizmem a ten reżyser w tym celuje dlatego też nie poszłabym na ten film do kina, by dać się zdołować i wyjść samej z niego zbrukanym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałabym, że czuję się zbrukana, ale ostrzegałam znajomych, jakiego rodzaju scen mogą się spodziewać. Muszę zgodzić się z Dowgirdem, który jest alkoholikiem, że nie każdy doprowadzi się do takiego stanu, jaki został pokazany w filmie, nie będzie szukał pomocy i umrze.

      Usuń
  2. Dość niedawno oglądałam ten film, mi się podobał, jeśli można tak powiedzieć - moim zdaniem jeśli zostaje z jakiegoś filmu coś w pamięci, to film jest dobry. Przeciętnych się nie pamięta. Ale znajomym bym go nie poleciła, bo nie wiem po co. Mam też problem z odpowiedzią na pytanie, kto jest odbiorcą tego filmu, na pewno nie alkoholicy. Raczej to film dla ciekawskich, którzy chcą zerknąć przez dziurkę od klucza do mieszkania i życia pijaka, żeby sobie powiedzieć "o Boże co się tam wyprawia, dobrze że ja jestem normalny". Jesteśmy żądni przyziemnych sensacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podglądactwo to sport narodowy pewnie nie tylko Polaków. Początek od zaglądania przez płot sąsiada do fejsa :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Białe. Zimna wyspa Spitsbergen. I. Wiśniewska

Źródło okładki Wszystkim, którzy zaczynają marudzić, że zimno, zaczynam opowiadać o książce Ilony Wiśniewskiej „Białe. Zimna wyspa Spitsbergen”. Na początku robią wielkie oczy, potem stopniowo przyznają mi rację, a na koniec kwitują, że na Spitsbergen nie wybierają się i nadal jest im zimno. Walka z wiatrakami? Być może, ale zawsze zwątpienie zasiewam. Autorka skupia się na mieszkańcach miasteczka Longyearbyen na Spitsbergenie, najdalej wysuniętego na północ siedliska ludzkiego. Przyjeżdżają tu zakręceni ludzie z całego świata, którzy tworzą swoisty tygiel kulturowy. To z pewnością barwne postacie, które przywożą tu swoje problemy, doznają radości i niezależnie od motywów, jakie nimi powodują, by osiedlić się w tym miejscu, wydaje się, że swoją postawą „ocieplają”, a na pewno oswajają to pozornie nieludzkie miejsce. Jedną z nich jest I. Wiśniewska, która pisze o życiu w Arktyce, począwszy od relacji międzyludzkich, a skończywszy na załatwianiu potrzeb fizjologicznych,...

Pomiędzy słowem a istnieniem

Anna Nasiłowska poetka , pisarka , krytyk literacki i historyk literatury współczesnej w Dominie zmierzyła się z tematem narodzin życia oraz emocji, często bardzo trudnych, rodziców, zwłaszcza kobiety. Ona nie jest przygotowana do roli matki, której uczy się po porodzie, ale ciąża doprowadziła do pewnej symbiozy z dzieckiem. Nasiłowska dyskutuje z kulturowym obrazem matki, w jej tekście ból i fizyczność zajmują bardzo istotne miejsce, a karmienie piersią nie jest estetyczne. Poród i macierzyństwo nie są sielanką pomiędzy pięknym, pachnącym dzieckiem a jego idealną matką, która w książce stopniowo wchodzi w nową rolę, ale czuje się także wykluczona ze społeczeństwa, przeżywa rozterki, nie okazuje entuzjazmu, jakiego oczekuje otoczenie. Ciało kobiety w ciąży i po porodzie zmienia się, zaczyna się go wstydzić, dlatego próbuje je ukryć. Czuje się mniej atrakcyjna, inaczej postrzega swoje ciało, a kultura na tym etapie nie jest pomocna, ponieważ powstawały dzieła na temat śmierci...

Wybór Zofii. W. Styron

Źródło okładki William Styron to amerykański pisarz, laureat Nagrody Pulitzera, któremu ś wiatową sławę przyniosła książka „ Wybór Zofii” . Jej narratorem jest Stingo, który w 1947 roku marzy o zostaniu pisarzem, jednak o przedstawianych wydarzeniach opowiada z perspektywy około trzydziestu lat. Informacje są zatem przefiltrowane, ma do nich pewien dystans i pisze o sobie często z pewną ironią, np. o pierwszych miłościach młodego Stingo. Dwudziestodwuletni chłopak obserwuje otoczenie, szczególnie interesuje go lokatorka mieszkająca nad nim, Polka, która 1,5 roku wcześniej uwolniona została z Oświęcimia. Stingo dawkuje informacje o życiu Zofii w Polsce pod niemiecką okupacją, potem w obozie i przeplata   je opowieścią o przyjaźni z Zofią i jej kochankiem Natanem. Zofia jest Polką z Krakowa. Wykształcona, piękna, zazwyczaj ostrożna trafiła do Oświęcimia za szmugiel mięsa. Uzależniona psychicznie od Natana, nadużywa alkoholu, opowiadając o swoim życiu często konfabu...