Przejdź do głównej zawartości

Krzyk Czarnobyla. S. Aleksijewicz

„do tej pory mam przed oczyma jasnomalinowy odblask, reaktor świecił się jakoś tak z wnętrza. To nie był zwyczajny pożar, lecz jakieś takie jarzenie. Nic podobnego nie widziałam nawet w kinie. (…) Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być tak piękna” (s. 112) tak pierwsze godziny po wybuchu w Czarnobylu wspomina jeden z bohaterów książki Swietłany Aleksijewicz „Krzyk Czarnobyla”.
Autorka na początku książki, napisanej 10 lat po wybuchu, przytacza fragmenty z pisma „Ogoniak” (nr 17 z czerwca 1996 r.) mówiące o skutkach wybuchu w Czarnobylu dla Białorusi. Potem są już relacje świadków i rodzin tych, którzy zazwyczaj nieświadomi zagrożeń, z poświęceniem usuwali skutki wybuchu. Pierwszą grupą dotkniętą bezpośrednio promieniowaniem byli strażacy. Aleksijewicz skupia się na historii wzruszająco opowiedzianej przez żonę jednego z nich, która obserwowała degradację organizmu męża i jego śmierć w męczarniach. Żołnierze, którzy mieli rozkaz pracy przy reaktorze, chorowali i po kilku miesiącach umierali, jednak nikt z władz nie przyznał, że jest to skutek napromieniowania. Kolejną kategorią prezentowaną przez autorkę są likwidatorzy, czyli ludzie przywiezieni na skażone tereny, by usuwać ziemię, likwidować zwierzęta, burzyć domy. Aleksijewicz zamieszcza w książce także wypowiedzi naukowców, którzy początkowo nie wierzyli w możliwość wybuchu, potem ukrywali prawdę, natomiast po latach usprawiedliwiają się.
We wstępie do książki Aleksijewicz pisze „…to nie ziemia, lecz czarnobylskie laboratorium, a Białorusini – czarnobylski naród. Czarnobyl stał się naszym domem, narodową powinnością. Nie mogłam nie napisać tej książki” (s. 24) i choć dalej w tekście trudno znaleźć komentarz autorki, czytelnik wie, że Czarnobyl to nadal codzienność wielu ludzi.
Wypowiedzi świadków zawarte są w prostych zdaniach, które jak uderzenia oskarżają władze Białorusi i świat zewnętrzny, który niewystarczająco reagował na tragedię, nie tylko narodu białoruskiego.
Obecnie trwają prace nad utworzeniem dodatkowej osłony nad pękniętym sarkofagiem. Bez problemu można pojechać na wycieczkę w okolice reaktora, wystarczy poszukać w Internecie. Po 25 latach od wybuchu ludzie zaczynają szukać dreszczyku emocji, inni na tym zarabiają, jeszcze inni wracają do dawno opuszczonych domów. Nie wiem jak współcześnie wygląda życie w pobliżu reaktora, jedno jest pewne, cierpienie i ból świadków i ofiar nigdy się nie zdezaktualizują.

S. Aleksijewicz, Krzyk Czarnobyla. POLITEJA. Warszawa 2000.

Komentarze

  1. Rewelacyjna jest jej książka poświęcona wojnie widzianej oczami kobiet "Wojna nie ma nic z kobiety", trochę gorszy, jakby napisany przy okazji, obraz wojny zapamiętany przez tych, którzy w jej czasie byli dziećmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam jedną i drugą i w stu procentach zgadzam się z Twoją opinią. Wojna widziana z punktów widzenia, które zazwyczaj są pomijane lub gdzieś na marginesie - ciekawe.

      Usuń
    2. W "Ostatnich świadkach" miałem poczucie "niedosytu" - relacje świadków nie były w końcu relacjami dzieci tylko dorosłych, u których traumatycznie się zapisały więc jakoś były "filtrowane" a może po prostu miałem po "Wojna nie ma ..." zbyt wysokie oczekiwania.

      Usuń
    3. Ja zastanawiałam się na ile pamiętają swoje doświadczenia, a na ile są to relacje zasłyszane, przeczytane czy obejrzane w filmach w dzieciństwie, bo czasami trudno mi uwierzyć, że tak dokładnie pamiętali swoje przeżycia jako cztero- czy pięciolatkowie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prezentacja nie taka straszna

Źródło Onepress Mieliście tak, że biorąc udział w jakiejś prezentacji, zaczynaliście ziewać i osuwać się w niebyt? A może wasze audytorium walczyło z opadającymi powiekami? Założę się, że doświadczyliście jednego i drugiego. Prezentacja to była zmora czasów studenckich i nadal potrafi wychylić łeb na jakimś szkoleniu. Jak mogłam się w to wpakować? Pewnie będzie nudził – pomyślałam, patrząc na tytuł tej książki Prezentacje. Po prostu! Jednak ok, świadomie przyjęłam ją na półkę w nadziei, że z Piotrem Buckim pokonam zmorę. Czasami zmora jest nie taka straszna. Piotr Bucki twierdzi, że dobra prezentacja zabiera słuchacza ze świata który zna, do świata, którego nie zna. Przyznacie, że taka teza jest zachęcająca, nawet dla osoby tak sceptycznej, jak ja. Bucki przekonuje, że prezentacja to całość, narracja, a nie slajdy, które przygotowane w ujęciu graficznym, wzmacniają narrację. Autor podaje szereg zasad ich tworzenia i   robi to w świetnym stylu. Ważna jest struktura, wci

Narzędzie daje szansę, ale to dopiero szansa… Spotkanie z Filipem Springerem

Nie każdy, kto ma aparat jest fotografem. On ma narzędzie, ma szansę, by zostać fotografem, jednak musi wiedzieć, jak świadomie opowiedzieć, o tym, co widzi. Jeżeli świadomie podejdzie od wyboru tematu do zrobienia zdjęcia, publikacji, tego co chce przekazać, to ma szansę poruszenia odbiorcy.    W ten sposób o zawodzie reportera mówił Filip Springer na spotkaniu autorskim 22 marca w Centrum Kultury i Sztuki w Koninie.    Reporter opowiadał o swojej pracy fotografa. Jego celem nie jest wyłącznie ładne zdjęcie, nie ono jest najważniejsze, ale umożliwia wejście w rzeczywistość, jej zrozumienie. Autor „Miedzianki” przyznał, że zawód, który wykonuje jest cyniczny, bo w pewien sposób wykorzystuje swoich bohaterów, zarabia na ich historiach, dlatego operując tymi opowieściami i wizerunkiem trzeba robić to tak, by bohaterowie nie czuli się pokrzywdzeni. Filip Springer, odpowiadając na pytania, dużo mówił o przestrzeni publicznej, o której pisał m.in. w „Wannie z kolumnadą”. W