Przejdź do głównej zawartości

Grona gniewu. J. Steinbeck

Od pierwszych stron pozwoliłam porwać się tej prozie. Wciągająca, choć jest to język prosty, narracja tradycyjna, trzecioosobowa. Grona gniewu Johna Steinbecka (1902-1968) to książka uważana za najwybitniejsze dzieło w twórczości tego Noblisty, za którą otrzymał w 1940 roku Nagrodę Pulitzera, klasyka, którą odkryłam niestety dość późno.
Na początku książki poznajemy jednego z bohaterów, który po kilku latach nieobecności powraca do domu, by za chwilę wraz z rodziną udać się w daleką, niebezpieczną podróż. Poza sobą pozostawiają całe swoje dotychczasowe życie, swoje marzenia, wspomnienia, przed nimi jest tylko niewiadoma, a ich wędrówka przypomina exodus Izraela z Księgi Wyjścia. Niezależnie, jak często powtarzają, że czeka ich nowe, wspaniałe życie, wiara jaka zagościła w ich sercach nie wystarczy, by zagłuszyć lęk i wątpliwości. Prowadzi ich szosa 66, dziś uznawana już za zabytkową, droga, którą Steinbeck nazywa „drogą matką”, a określenie to na trwałe weszło do języka i literatury.
Rodzina Joadów jest jedną z setek tysięcy, które wygnane ze swojej ziemi, wyrusza w drogę, nie tylko tę fizyczną, ale w pewnym sensie także duchową. Jest to dla każdego z nich próba i nie każdy ten egzamin zdaje, podróż okupiona śmiercią starców i dzieci, w której sprawdza się tylko matka. Kobieta, która roztacza nad swoją rodzinę opiekę, przejmuje przywództwo, gdy mężczyźni zaczynają popadać w zniechęcenie i apatię.
Fabuła przeplatana jest rozdziałami, w których narrator wyjaśnia czytelnikowi sytuację w czasie kryzysu lat dwudziestych i trzydziestych w Stanach Zjednoczonych. Komentarz ten spowalnia akcję, ale jest głosem wołającym w imieniu setek tysięcy ograbionych i wykorzystanych, głodnych i umierających, gdy własność skupiona została w rękach sprytniejszych i bogatych.
Steinbeck wnika w mechanizmy, które stopniowo niszczą jednostkę i społeczeństwo, gdy bezwzględność i zimna kalkulacja biorą górę nad człowieczeństwem. W Gronach gniewu jest walka o przetrwanie, o zachowanie godności, jest zaakcentowanie siły rodziny, wspólnoty, która umożliwia przetrwanie w najcięższych warunkach. Z każdą stroną czytelnik czuje, że gniew upokorzonych narasta, że napięcie jest coraz większe, że musi stać się coś, co doprowadzi do przełomu. Klęski następują jedna po drugiej, gdy pojawia się nadzieja, natychmiast zostaje ona zgaszona. W końcowych scenach powódź niszczy wątły dorobek zbieraczy bawełny. Obfite opady deszczu, przywołują skojarzenia z biblijnym potopem, a rodzina Joadów zmuszona jest porzucić swoją „arkę”, czyli stary wagon kolejowy, starą ciężarówkę i ruszyć przed siebie. Chwilę wcześniej w rwący nurt wody rzucono martwego noworodka, niewinną ofiarę niedożywienia i głodu, ciężkich warunków, z jakimi przyszło zmierzyć się jego matce, ma być on wyrzutem dla tych, którzy doprowadzili do upodlenia setek tysięcy ludzi.
Steinbeck w mistrzowski sposób buduje dramaturgię utworu, widoczny jest protest przeciwko zwyrodnieniu kapitalizmu. Jest to jeden z tych tekstów, które na długo pozostają w pamięci czytelnika, nie pozostawia obojętnym i autorowi można zarzucić, że w niektórych fragmentach jest dość sentymentalny, jednak całość czyta się doskonale, a książka powinna być obowiązkową lekturą każdego bibliofila.

J. Steinbeck, Grona gniewu. PIW. Warszawa 1971.

Komentarze

  1. Jeszcze do niedawna Steinbecka znałam jedynie z Na wschód od Edenu. Niedawno przeczytałam Grona gniewu oraz Myszy i ludzi. Na żadnej z jego książek się nie zawiodłam. To co mnie urzeka w jego prozie to właśnie ta prostota przekazu o której piszesz, a jednocześnie głęboka mądrość, jaka zawarta jest w tych książkach. Dla mnie jego proza zawiera w sobie to, co w amerykańskiej literaturze najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Na wschód od Edenu" mam już na półce i czeka w kolejce. Cieszę się, że na "Grona gniewu" udało mi się namówić moją siostrę, która także jest zachwycona.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna książka, nie wiem czy nie lepsza od "Na wschód od Edenu", kojarzy mi się ze słynną "Wędrującą matką" Dorothei Lange.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wędrującej matki" nie czytałam, ale wszystko przede mną :)

      Usuń
    2. To klasyka fotografia - też pochodzi z okresu Wielkiego Kryzysu i zrobiona została w Kalifornii, co prawda nie wśród zbieraczy brzoskwiń tylko grochu.

      Usuń
    3. Dziękuję za naprowadzenie, już podejrzałam coś w sieci, muszę poszukać w realu :)

      Usuń
    4. Warto, jej zdjęcia z tego okresu mogłyby posłużyć jako ilustracja do "Gron gniewu".

      Usuń
  4. Chętnie się kiedyś zabiorę za amerykańską klasykę. Jakoś nie mam weny do literatury tego kraju, a szkoda. Czas nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna recenzja.
    Wstyd przyznać, ale nie czytałam.Znam Steinbecka głównie z Na wschód od Edenu. Muszę to nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natanno,
      dziękuję. "Na wschód od Edenu" podkradła mi siostra i nie mogę się za to zabrać, ale jak przyjdzie pora będziemy odrabiać, każda swoje zaległości :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prezentacja nie taka straszna

Źródło Onepress Mieliście tak, że biorąc udział w jakiejś prezentacji, zaczynaliście ziewać i osuwać się w niebyt? A może wasze audytorium walczyło z opadającymi powiekami? Założę się, że doświadczyliście jednego i drugiego. Prezentacja to była zmora czasów studenckich i nadal potrafi wychylić łeb na jakimś szkoleniu. Jak mogłam się w to wpakować? Pewnie będzie nudził – pomyślałam, patrząc na tytuł tej książki Prezentacje. Po prostu! Jednak ok, świadomie przyjęłam ją na półkę w nadziei, że z Piotrem Buckim pokonam zmorę. Czasami zmora jest nie taka straszna. Piotr Bucki twierdzi, że dobra prezentacja zabiera słuchacza ze świata który zna, do świata, którego nie zna. Przyznacie, że taka teza jest zachęcająca, nawet dla osoby tak sceptycznej, jak ja. Bucki przekonuje, że prezentacja to całość, narracja, a nie slajdy, które przygotowane w ujęciu graficznym, wzmacniają narrację. Autor podaje szereg zasad ich tworzenia i   robi to w świetnym stylu. Ważna jest struktura, wci

Hańba, J.M. Coetzee

Seks i kasa. Prosty układ: usługi prostytutki i jej wynagrodzenie, jednak klient za bardzo przywiązuje się do usług konkretnej kobiety. Spełnia ona jego wymagania, dlatego gdy ta znika, mężczyzna nie chce innej profesjonalistki. Swoje nienasycenie kobiecymi wdziękami ukierunkowuje na swoją dwudziestoletnią studentkę. Ta chwilowa fascynacja kosztuje bardzo dużo. Zaskarżony i pohańbiony musi odejść z pracy, jednak to dopiero początek problemów. Hańba Johna Maxwella Coetzee to zapis trudnych wyborów, uwikłania bohaterów, nieumiejętności podejmowania słusznych decyzji i braku zrozumienia. Wydaje się, że niemal każdy krok bohatera prowadzi do jego porażki, że nie potrafi poradzić sobie z problemami, przed jakimi stawia go życie. Poszukuje bliskości kobiet, jednak dwa razy rozwiedziony, wykorzystuje swoją studentkę, która wydaje się zagubioną, młodą dziewczyną. Bohater nie rozumie swojej dorosłej córki, o której życiu chce decydować. Zdegradowany prof

Krzyk Czarnobyla. S. Aleksijewicz

Źródło okładki „do tej pory mam przed oczyma jasnomalinowy odblask, reaktor świecił się jakoś tak z wnętrza. To nie był zwyczajny pożar, lecz jakieś takie jarzenie. Nic podobnego nie widziałam nawet w kinie. (…) Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być tak piękna” (s. 112) tak pierwsze godziny po wybuchu w Czarnobylu wspomina jeden z bohaterów książki Swietłany Aleksijewicz „Krzyk Czarnobyla”. Autorka na początku książki, napisanej 10 lat po wybuchu, przytacza fragmenty z pisma „Ogoniak” (nr 17 z czerwca 1996 r.) mówiące o skutkach wybuchu w Czarnobylu dla Białorusi. Potem są już relacje świadków i rodzin tych, którzy zazwyczaj nieświadomi zagrożeń, z poświęceniem usuwali skutki wybuchu. Pierwszą grupą dotkniętą bezpośrednio promieniowaniem byli strażacy. Aleksijewicz skupia się na historii wzruszająco opowiedzianej przez żonę jednego z nich, która obserwowała degradację organizmu męża i jego śmierć w męczarniach. Żołnierze, którzy mieli rozkaz pracy przy reaktorze, chorowali