Przejdź do głównej zawartości

Człowiek w poszukiwaniu sensu. V. Frankl

Źródło okładki
„Człowiek w poszukiwaniu sensu” Viktora Frankla to ważna dla humanistyki pozycja z pogranicza filozofii życia i psychoterapii, w której austriacki psychoterapeuta i psychiatra, więzień między innymi Auschwitz i Dachau o swoim pobycie w obozach pisze krótko, skupia się głównie na psychice, wpływie poszczególnych wydarzeń na emocjonalne funkcjonowanie więźniów zarówno podczas pobytu w obozie, jak i po uwolnieniu.
Podobnie jak inni więźniowie po przybyciu do obozu Frankl miał nadzieję, że pogłoski o Auschwitz są przesadzone. Ci, którzy przeżyli pierwszą selekcję, wchodzili w rytm obozu, już pierwszego dnia musieli przekreślić swoje dotychczasowe życie, szybko zrozumieli, że nie pozostało im nic poza życiem.
Stopniowo obojętniał, obserwował cierpienie i śmierć, które stawały się pospolite, wśród więźniów występował brak emocjonalnej reakcji na śmierć:  „Apatia, stępienie emocji i poczucie, że nic już nas nie obchodzi – objawy te nasilały się podczas drugiego etapu psychicznych reakcji więźnia, pozwalając mu uodpornić się na codzienne cierpienia i bicie” (s. 49) i dalej: „Apatia (…) stanowiła konieczny mechanizm obronny. Rzeczywistość bladła, a wszystkie wysiłki i emocje były skoncentrowane na jednym tylko zadaniu: zachować własne życie i życie bliskiego sobie człowieka od zagłady” (s. 56). Psychiatra pisze o skupieniu na przetrwaniu, „prymitywizacji życia wewnętrznego”, redukcji potrzeb do tych podstawowych, głównie jedzenia, choć uważa, że możliwe było pogłębienie życia wewnętrznego, ponieważ niektórzy więźniowie potrafili uciec od koszmaru rzeczywistości w duchowość.
Frankl pisze ciekawie, jednak kilkakrotnie jego stwierdzenia są dość oczywiste i ocierają się o truizm: „Żaden człowiek nie powinien osądzać innych, jeśli sam całkowicie szczerze nie odpowie w głębi serca na pytanie, czy w podobnych okolicznościach nie postąpiłby tak samo” (s. 84).
W obozie liczyło się przetrwanie, wszystko inne traciło znaczenie, niektóre fragmenty można odnieść wprost do opowiadań Tadeusza Borowskiego  (np. „Pożegnanie z Marią”,U nas w Auschwitzu”, „Ludzie, którzy szli” czy „Dzień na Harmenzach”), w których trudno szukać przejawów człowieczeństwa, jest miejsce na przeżycie, niezależnie od kosztów. Doskonale obrazują to słowa Frankla: „…wszystko, co nie miało bezpośredniego związku z koniecznością utrzymania przy życiu siebie i swoich najbliższych, szybko traciło znaczenie. Wszystko poświęcane było dla osiągnięcia tego jednego celu. Dotyczyło to także psychiki człowieka” (s. 86-87), który sprowadzony do obozowego numeru wykorzystywał okazje, by zwiększyć swoje szanse przeżycia, odczuwał lęk przed podejmowaniem decyzji, jednak: „… jeśli nie walczył ostatkiem sił o zachowanie szacunku dla samego siebie, zatracał poczucie bycia jednostką, istotą rozumną, obdarzoną wewnętrzną wolnością i wartością. Zaczynał wówczas myśleć o sobie jak o części olbrzymiej ludzkiej masy, a jego egzystencja upodabniała się poziomem do poziomu życia zwierzęcia” (s. 86-87).
Autor podejmuje próbę analizy umysłu więźnia obozu koncentracyjnego po wyjściu na wolność i twierdzi, że nawet w obozie można było zachować resztki poczucia wolności, decydować jak postąpić, panować nad emocjami niezależnie od warunków. To przejaw wolności wewnętrznej, której nikt nie mógł odebrać, tylko człowiek sam mógł się jej pozbawić. Niewielu się to udawało, ale to oni sami postanowili walczyć o zachowanie człowieczeństwa, jednak sam uważa siebie za więźnia przeciętnego, podobnie jak większość wegetował.
Nie należy sądzić, że jest to książka dotycząca wyłącznie Holokaustu, który jest jedynie punktem wyjścia do przedstawienia założeń logoterapii, nauki skupionej na filozofii życia i terapii ukierunkowanej na przyszłość, w której poszukuje się sensu ludzkiej egzystencji. Według Frankla tylko człowiek może ten sens wypełnić. Swoje przekonania opiera na obserwacjach więźniów obozów, z których wielu czerpało siłę z konkretnych zadań do wykonania po wyzwoleniu. Logoterapia miała uświadomić odpowiedzialność za życie, swobodę decyzji: „Jedno z podstawowych założeń logoterapii mówi, że głównym celem człowieka nie jest dążenie do przyjemności ani unikanie bólu, lecz właśnie poszukiwanie w swoim życiu sensu. Dlatego właśnie jesteśmy nawet gotowi cierpieć, oczywiście pod warunkiem że nadamy swojemu cierpieniu jakieś znaczenie” (s. 170).
„Człowiek w poszukiwaniu sensu” to książka autora, który trafił do obozu jako człowiek dorosły, z pewnym dorobkiem naukowym, a obozowe doświadczenia stały się podwalinami jego późniejszej pracy naukowej. Założenia swojej nauki dotyczące ograniczeń, odpowiedzialności za życie swoje i innych, poczucia wolności, konsekwentnie realizował i opierał na własnym doświadczeniu, czyli próbie odtworzenia w obozie książki naukowej, którą utracił po selekcji. Pomimo, iż niektóre sformułowania wydają się oczywiste czy wręcz mentorskie, warto przyjrzeć się temu tekstowi, skupionemu głównie na wnętrzu więźnia obozu koncentracyjnego, na którego psychice niezatarte piętno wycisnęły fizyczne warunki funkcjonowania odhumanizowanej jednostki.

V. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu. Wydawnictwo Czarna Owca. Warszawa 2012.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prezentacja nie taka straszna

Źródło Onepress Mieliście tak, że biorąc udział w jakiejś prezentacji, zaczynaliście ziewać i osuwać się w niebyt? A może wasze audytorium walczyło z opadającymi powiekami? Założę się, że doświadczyliście jednego i drugiego. Prezentacja to była zmora czasów studenckich i nadal potrafi wychylić łeb na jakimś szkoleniu. Jak mogłam się w to wpakować? Pewnie będzie nudził – pomyślałam, patrząc na tytuł tej książki Prezentacje. Po prostu! Jednak ok, świadomie przyjęłam ją na półkę w nadziei, że z Piotrem Buckim pokonam zmorę. Czasami zmora jest nie taka straszna. Piotr Bucki twierdzi, że dobra prezentacja zabiera słuchacza ze świata który zna, do świata, którego nie zna. Przyznacie, że taka teza jest zachęcająca, nawet dla osoby tak sceptycznej, jak ja. Bucki przekonuje, że prezentacja to całość, narracja, a nie slajdy, które przygotowane w ujęciu graficznym, wzmacniają narrację. Autor podaje szereg zasad ich tworzenia i   robi to w świetnym stylu. Ważna jest struktura, wci

Hańba, J.M. Coetzee

Seks i kasa. Prosty układ: usługi prostytutki i jej wynagrodzenie, jednak klient za bardzo przywiązuje się do usług konkretnej kobiety. Spełnia ona jego wymagania, dlatego gdy ta znika, mężczyzna nie chce innej profesjonalistki. Swoje nienasycenie kobiecymi wdziękami ukierunkowuje na swoją dwudziestoletnią studentkę. Ta chwilowa fascynacja kosztuje bardzo dużo. Zaskarżony i pohańbiony musi odejść z pracy, jednak to dopiero początek problemów. Hańba Johna Maxwella Coetzee to zapis trudnych wyborów, uwikłania bohaterów, nieumiejętności podejmowania słusznych decyzji i braku zrozumienia. Wydaje się, że niemal każdy krok bohatera prowadzi do jego porażki, że nie potrafi poradzić sobie z problemami, przed jakimi stawia go życie. Poszukuje bliskości kobiet, jednak dwa razy rozwiedziony, wykorzystuje swoją studentkę, która wydaje się zagubioną, młodą dziewczyną. Bohater nie rozumie swojej dorosłej córki, o której życiu chce decydować. Zdegradowany prof

Krzyk Czarnobyla. S. Aleksijewicz

Źródło okładki „do tej pory mam przed oczyma jasnomalinowy odblask, reaktor świecił się jakoś tak z wnętrza. To nie był zwyczajny pożar, lecz jakieś takie jarzenie. Nic podobnego nie widziałam nawet w kinie. (…) Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być tak piękna” (s. 112) tak pierwsze godziny po wybuchu w Czarnobylu wspomina jeden z bohaterów książki Swietłany Aleksijewicz „Krzyk Czarnobyla”. Autorka na początku książki, napisanej 10 lat po wybuchu, przytacza fragmenty z pisma „Ogoniak” (nr 17 z czerwca 1996 r.) mówiące o skutkach wybuchu w Czarnobylu dla Białorusi. Potem są już relacje świadków i rodzin tych, którzy zazwyczaj nieświadomi zagrożeń, z poświęceniem usuwali skutki wybuchu. Pierwszą grupą dotkniętą bezpośrednio promieniowaniem byli strażacy. Aleksijewicz skupia się na historii wzruszająco opowiedzianej przez żonę jednego z nich, która obserwowała degradację organizmu męża i jego śmierć w męczarniach. Żołnierze, którzy mieli rozkaz pracy przy reaktorze, chorowali