Przejdź do głównej zawartości

Historia brzydoty (Umberto Eco)


Straszne, brzydkie, ohydne jest to, co jest inne, niezrozumiałe, niesamowite, co zaburza porządek, odbiega od powszechnie przyjmowanych kanonów. Umberto Eco w Historii brzydoty nie pomija piękna, jednak jego zainteresowanie skupia się głównie na szpetocie, zwraca uwagę, że postrzeganie w tych kategoriach ludzi, przedmiotów, świata jest płynne, względne, zmienia się w zależności od kultury, czasów, indywidualnych preferencji. Autor powołuje się na Witruwiusza, który już w starożytności określił kanon piękna ludzkiego ciała, a to, co odbiegało od ideału, było traktowane jako bardziej lub mniej brzydkie, jednak także wówczas dostrzegano, iż piękno i nieforemność współistnieją, uzupełniają się, wchodzą w różnorodne konfiguracje.
Eco rozważania rozpoczyna od filozoficznego podejścia do piękna i brzydoty w świecie antycznym, Starym Testamencie, gdzie przywoływane są męki ludzkiego ciała, np. w Księdze Hioba, sięga także do Nowego Testamentu, zwłaszcza Apokalipsy świętego Jana, Ojców Kościoła. Już święty Augustyn przyznawał, iż ukrzyżowany Chrystus mógł budzić odrazę, ale kryła się w jego udręczonym ciele wewnętrzna doskonałość, będąca wyrazem chwały, którą zapowiedział.
Książka podzielona jest na rozdziały, które umożliwiają czytelnikowi swobodne poruszanie się po temacie. Znaleźć tu można fragmenty poświęcone brzydocie ludzkiej w tekstach i obrazach świeckich, jednak nie brak ich także w wierzeniach ludowych, twórczości religijnej.
Eco zabiera odbiorcę w podróż od antyku do współczesności, a motywem przewodnim jest ohyda w różnych postaciach, np. czarownicy czy diabła. Przedstawiany on był jako twór szkaradny, plugawy, makabryczny, a różne jego warianty znane były już w tradycji przedchrześcijańskiej.  Przechodził metamorfozy, od odrażającej kreatury, przez ironicznego kusiciela Goethego, po diabła w twórczości Tomasza Manna.
Wrogiem, złym stawał się inny, nieuleczalnie chory, heretyk, schizmatyk, człowiek odmiennej rasy. W średniowieczu pojawiło się dance macabre, czyli przedstawienie tańca śmierci, w którym uczestniczyli cesarze, papieże, dzieci, reprezentanci różnych grup społecznych, zarówno bogaci, jak i ubodzy wodzeni przez nieodłączne szkielety, gdyż śmierć postrzegano jako nieodłączną część życia niwelującą wszelkie różnice.
Piękno i brzydota to pojęcia względne, zmieniały się w poszczególnych epokach, a ten, kto miał władzę był piękny, natomiast ludziom brzydkim przypisywano zło, sadyzm, okrucieństwo, przemoc. Ludzie lubili patrzeć na tortury, śmierć skazańca, dziś nadal tak jest, ale publiczne egzekucje zastępuje film, Internet, w których makabra cieszy się dużym zainteresowaniem.
Historia brzydoty pod redakcją Umberto Eco to opracowanie obszerne, ale uporządkowane, przegląd teorii, spojrzenia na brzydotę od starożytności po czasy współczesne, rzetelny przekrój przez wieki w literaturze i malarstwie. Mankamentem książki są zbyt małe litery w tekstach źródłowych, co znacznie spowalnia lekturę, choć jest to prawdopodobnie spowodowane ograniczoną ilością miejsca. Nie ma tu szerokiego teoretyzowania, krótkie wprowadzenia, objaśnienia zagadnień poparte są licznymi tekstami źródłowymi, które stanowią trzon całego opracowania, np. rozumienie piękna i brzydoty według Platona, Plotyna, Arystotelesa, daje to możliwość konfrontacji tego, co autor pisze ze źródłem, dodatkowo wzbogacone jest pięknymi reprodukcjami malarstwa.
Po tej lekturze wiem, że muszę sięgnąć do Historii piękna, oczywiście także Umberto Eco. Trzeba iść za ciosem.

U. Eco (red.), Historia brzydoty. Rebis. Poznań 2007.

Komentarze

  1. Książka wydaje się być naprawdę oryginalna i interesująca, dopisuję do listy. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Penelopo, naprawdę polecam. Świetna pozycja.
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prezentacja nie taka straszna

Źródło Onepress Mieliście tak, że biorąc udział w jakiejś prezentacji, zaczynaliście ziewać i osuwać się w niebyt? A może wasze audytorium walczyło z opadającymi powiekami? Założę się, że doświadczyliście jednego i drugiego. Prezentacja to była zmora czasów studenckich i nadal potrafi wychylić łeb na jakimś szkoleniu. Jak mogłam się w to wpakować? Pewnie będzie nudził – pomyślałam, patrząc na tytuł tej książki Prezentacje. Po prostu! Jednak ok, świadomie przyjęłam ją na półkę w nadziei, że z Piotrem Buckim pokonam zmorę. Czasami zmora jest nie taka straszna. Piotr Bucki twierdzi, że dobra prezentacja zabiera słuchacza ze świata który zna, do świata, którego nie zna. Przyznacie, że taka teza jest zachęcająca, nawet dla osoby tak sceptycznej, jak ja. Bucki przekonuje, że prezentacja to całość, narracja, a nie slajdy, które przygotowane w ujęciu graficznym, wzmacniają narrację. Autor podaje szereg zasad ich tworzenia i   robi to w świetnym stylu. Ważna jest struktura, wci

Hańba, J.M. Coetzee

Seks i kasa. Prosty układ: usługi prostytutki i jej wynagrodzenie, jednak klient za bardzo przywiązuje się do usług konkretnej kobiety. Spełnia ona jego wymagania, dlatego gdy ta znika, mężczyzna nie chce innej profesjonalistki. Swoje nienasycenie kobiecymi wdziękami ukierunkowuje na swoją dwudziestoletnią studentkę. Ta chwilowa fascynacja kosztuje bardzo dużo. Zaskarżony i pohańbiony musi odejść z pracy, jednak to dopiero początek problemów. Hańba Johna Maxwella Coetzee to zapis trudnych wyborów, uwikłania bohaterów, nieumiejętności podejmowania słusznych decyzji i braku zrozumienia. Wydaje się, że niemal każdy krok bohatera prowadzi do jego porażki, że nie potrafi poradzić sobie z problemami, przed jakimi stawia go życie. Poszukuje bliskości kobiet, jednak dwa razy rozwiedziony, wykorzystuje swoją studentkę, która wydaje się zagubioną, młodą dziewczyną. Bohater nie rozumie swojej dorosłej córki, o której życiu chce decydować. Zdegradowany prof

Krzyk Czarnobyla. S. Aleksijewicz

Źródło okładki „do tej pory mam przed oczyma jasnomalinowy odblask, reaktor świecił się jakoś tak z wnętrza. To nie był zwyczajny pożar, lecz jakieś takie jarzenie. Nic podobnego nie widziałam nawet w kinie. (…) Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być tak piękna” (s. 112) tak pierwsze godziny po wybuchu w Czarnobylu wspomina jeden z bohaterów książki Swietłany Aleksijewicz „Krzyk Czarnobyla”. Autorka na początku książki, napisanej 10 lat po wybuchu, przytacza fragmenty z pisma „Ogoniak” (nr 17 z czerwca 1996 r.) mówiące o skutkach wybuchu w Czarnobylu dla Białorusi. Potem są już relacje świadków i rodzin tych, którzy zazwyczaj nieświadomi zagrożeń, z poświęceniem usuwali skutki wybuchu. Pierwszą grupą dotkniętą bezpośrednio promieniowaniem byli strażacy. Aleksijewicz skupia się na historii wzruszająco opowiedzianej przez żonę jednego z nich, która obserwowała degradację organizmu męża i jego śmierć w męczarniach. Żołnierze, którzy mieli rozkaz pracy przy reaktorze, chorowali