Przejdź do głównej zawartości

Tuk Tuk Cinema. R. Maciąg



Nie wiedzieć czemu poniższy tekst pojawił się i zniknął na stronie Peron4, dlatego pozwalam sobie umieścić go tutaj, tym bardziej, że trochę, a nawet bardzo zaniedbałam ten blog… Franz tym razem tylko na kubku :)

Zastanawiałam się, jak można by jednym słowem określić tę książkę i nie przychodzi mi nic innego do głowy jak „fun”. „Tuk Tuk Cinema” Roba Maciąga jest właśnie o radości w każdej postaci.
Czytając ten tekst przez pewien czas zastanawiałam się, po co on to robi? Czy tym dzieciakom jest potrzebne to obwoźne kino? Kino z innej kultury, rzeczywistości, w żaden sposób nie przystające do odbiorcy, ale Maciąg nie oszukiwał, nie przypisywał swojej wyprawie ideologii. Jechał, miał wakacje i wyświetlał dzieciakom w Indiach filmy o Bolku i Lolku, wszystko.
Jedno z opisanych spotkań jest szczególne. Singh, który żył 37 lat w USA, założył i prowadzi szkołę dla dziewcząt. Uczą się zawodu, bo wykształcenie to szansa na awans społeczny, a za naukę otrzymują pieniądze, które trafiają na ich konto, w ten sposób mają zabezpieczoną przyszłość. Maciąg wątpi czy przy tym, co robi Singh, jego kino ma sens, przyznaje się do tego i za tę samoświadomość punkt dla niego. Robił kino spontanicznie, bez umawiania się i początkowo był nawet zaskoczony, że nie przyjmują go z otwartymi rękami. I wtedy zrobił korektę: zamiast do szkół, zaczął jeździć do domów dziecka. Choć kino Maciąga to nie jest Bollywood, ale dźugar, czyli powszechna w Indiach prowizorka, jednak zawsze spotykało się z entuzjastycznym przyjęciem i radością.
Zafascynowany Indiami, które zaskakują i śmieszą, prócz wyświetlania filmów, obserwował obyczaje, kulturę, ludzi, organizację szkół (sam jest nauczycielem), nie przyjął na szczęście  postawy znawcy Indii.
Niewątpliwie zaletą tego tekstu jest język, który sprawia, że czyta się go z przyjemnością, niemal uczestniczy w tym szalonym rajdzie w ulicznym ruchu. Zakup skutera Hondy, którym podróżował, opisał ze swadą, jakby stał się posiadaczem nowoczesnego auta, a ważny tak naprawdę był jedynie klakson i hamulec. Przygody z zepsutym skuterem powracają jak bumerang, a jazda nim przez miasto, opisana niczym dreszczowiec, to walka o życie: „to zupełnie nowe doświadczenie. To coś, co cię zmienia na zawsze. Wyostrzają ci się zmysły, o których istnieniu nawet nie wiedziałeś. Uczysz się nawykowych czynności, które albo wykonujesz od razu, mechanicznie i bezwiednie, albo nie, ale wtedy daleko nie zajedziesz” (s. 32).
Plus dla wydawnictwa za dobry papier, zdjęć mogłoby być więcej, niektóre są dla mnie nieciekawe, za dużo na nich Bolka i Lolka, a za mało Indii, a szkoda, bo byłyby doskonałym uzupełnieniem tekstu, ale to już indywidualna sprawa. Niestety nie ma w książce trasy przejazdu Maciąga, a integralna mapa jest zawsze ciekawym dodatkiem, nie trzeba wtedy korzystać z map zewnętrznych.
A co to jest tuk tuk? To musicie doczytać sami.


R. Maciąg, Tuk Tuk Cinema. Helion 2016.





Spodobał Ci się wpis? Udostępnij!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prezentacja nie taka straszna

Źródło Onepress Mieliście tak, że biorąc udział w jakiejś prezentacji, zaczynaliście ziewać i osuwać się w niebyt? A może wasze audytorium walczyło z opadającymi powiekami? Założę się, że doświadczyliście jednego i drugiego. Prezentacja to była zmora czasów studenckich i nadal potrafi wychylić łeb na jakimś szkoleniu. Jak mogłam się w to wpakować? Pewnie będzie nudził – pomyślałam, patrząc na tytuł tej książki Prezentacje. Po prostu! Jednak ok, świadomie przyjęłam ją na półkę w nadziei, że z Piotrem Buckim pokonam zmorę. Czasami zmora jest nie taka straszna. Piotr Bucki twierdzi, że dobra prezentacja zabiera słuchacza ze świata który zna, do świata, którego nie zna. Przyznacie, że taka teza jest zachęcająca, nawet dla osoby tak sceptycznej, jak ja. Bucki przekonuje, że prezentacja to całość, narracja, a nie slajdy, które przygotowane w ujęciu graficznym, wzmacniają narrację. Autor podaje szereg zasad ich tworzenia i   robi to w świetnym stylu. Ważna jest struktura, wci

Krzyk Czarnobyla. S. Aleksijewicz

Źródło okładki „do tej pory mam przed oczyma jasnomalinowy odblask, reaktor świecił się jakoś tak z wnętrza. To nie był zwyczajny pożar, lecz jakieś takie jarzenie. Nic podobnego nie widziałam nawet w kinie. (…) Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być tak piękna” (s. 112) tak pierwsze godziny po wybuchu w Czarnobylu wspomina jeden z bohaterów książki Swietłany Aleksijewicz „Krzyk Czarnobyla”. Autorka na początku książki, napisanej 10 lat po wybuchu, przytacza fragmenty z pisma „Ogoniak” (nr 17 z czerwca 1996 r.) mówiące o skutkach wybuchu w Czarnobylu dla Białorusi. Potem są już relacje świadków i rodzin tych, którzy zazwyczaj nieświadomi zagrożeń, z poświęceniem usuwali skutki wybuchu. Pierwszą grupą dotkniętą bezpośrednio promieniowaniem byli strażacy. Aleksijewicz skupia się na historii wzruszająco opowiedzianej przez żonę jednego z nich, która obserwowała degradację organizmu męża i jego śmierć w męczarniach. Żołnierze, którzy mieli rozkaz pracy przy reaktorze, chorowali

Narzędzie daje szansę, ale to dopiero szansa… Spotkanie z Filipem Springerem

Nie każdy, kto ma aparat jest fotografem. On ma narzędzie, ma szansę, by zostać fotografem, jednak musi wiedzieć, jak świadomie opowiedzieć, o tym, co widzi. Jeżeli świadomie podejdzie od wyboru tematu do zrobienia zdjęcia, publikacji, tego co chce przekazać, to ma szansę poruszenia odbiorcy.    W ten sposób o zawodzie reportera mówił Filip Springer na spotkaniu autorskim 22 marca w Centrum Kultury i Sztuki w Koninie.    Reporter opowiadał o swojej pracy fotografa. Jego celem nie jest wyłącznie ładne zdjęcie, nie ono jest najważniejsze, ale umożliwia wejście w rzeczywistość, jej zrozumienie. Autor „Miedzianki” przyznał, że zawód, który wykonuje jest cyniczny, bo w pewien sposób wykorzystuje swoich bohaterów, zarabia na ich historiach, dlatego operując tymi opowieściami i wizerunkiem trzeba robić to tak, by bohaterowie nie czuli się pokrzywdzeni. Filip Springer, odpowiadając na pytania, dużo mówił o przestrzeni publicznej, o której pisał m.in. w „Wannie z kolumnadą”. W