Przejdź do głównej zawartości

Chichot szkieletów


Czechy po 1989 roku, współczesne, bez zadęcia i patosu, to właśnie Zrób sobie raj Mariusza Szczygła.
Na kartach tej książki spotkać można wielu artystów, na przykład poetę Egona Bondy, fotografa Jana Saudka czy rzeźbiarza Davida Cernego. Łamią oni wszelkie tematy tabu, choć należy zadać sobie pytanie czy w społeczeństwie czeskim istnieje jakiekolwiek tabu, gdyż Czesi przyznają polskiemu reporterowi, że właściwie wszystko po nich „spływa”, sztuka nie szokuje, co najwyżej wzruszają ramionami. Trudno łamać tabu religijne, gdy większość przyznaje, że nie wierzy w Boga, religia jest im co najwyżej obojętna. Na okładce książki można znaleźć bardzo trafne stwierdzenie, że pytanie o życie bez Boga jest refrenem tego tekstu. Pytanie to powraca, jest wielokrotnie przerabiane w różnych wariantach i jakby kontrastem do braku wiary jest e-mail policjanta katechumena, który jednak wstydzi się publicznie przyznać do swojej wiary.
Zrób sobie raj to współczesne, śmiejące się społeczeństwo, to kpina i ironia, ale jednocześnie wyczuwa się pewną dozę zafałszowania, gdyż „śmiech pomaga, ale i zakłamuje. Da się zaśmiać cierpienie, lecz to nie pozwala tak naprawdę zmierzyć się z przykrymi uczuciami”[1].  O tym zafałszowaniu mówi pisarka Radka Denemarkova czeska pisarka, dziennikarka, autorka dramatów i scenariuszy, tłumaczka, według której Czechy są chore, ale nie chcą się leczyć, a w szafach narodu czeskiego są szkielety, a to co nienazwane gnije pod dywanem[2].
Szczygieł nie pomija tego gnicia. Po salwach śmiechu pojawia się przygnębiający obraz śmierci. Śmierci, z którą Czesi najwyraźniej nie radzą sobie, wypierają ją i usuwają z oczu otoczenia, ale także najbliższej rodziny. Śmierć jest niezrozumiała i brzydka, podobnie jak cierpienie, które przynosi ból najbliższym. Reporter pisze o tym wyparciu i zaprzeczeniu, to kolejny kontrast do zewnętrznego śmiechu.
W tekście Szczygła Czesi ukazani są jako pragmatyczni i zdystansowani ironiści, którzy śmieją się z siebie i tego, co ich otacza, jednocześnie gdzieś pod powierzchnią pojawia się pytanie, na ile taka postawa jest prawdziwa, dokąd ona prowadzi? Czytelnik nie znajduje odpowiedzi ze strony autora, na pytania, jakie sobie stawia, musi odpowiedzieć sam, jednak ostatnie strony dotyczące umierania, nie pozostawiają złudzeń, iż śmiech i luz nie są antidotum na nurtujące ludzi problemy.



[1] M. Szczygieł, Zrób sobie raj, Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2010, s. 208.
[2] Ibidem.

Komentarze

  1. Mnie się te reportaże bardzo podobały. Będąc w zeszłym roku w Pradze, wybraliśmy się z mężem na spacer śladami dzieł Davida Cernego - nie wszystkie udało nam się odnaleźć, bo część opisanych była na wystawach czasowych w różnych galeriach. Ale i tak z rezultatu jestem zadowolona :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino zazdroszczę takiej realizacji planu, gdy byłam w Pradze plan był tak napięty, że niestety nie udało mi się zrobić takiej dodatkowej trasy, ale wszystko przede mną :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prezentacja nie taka straszna

Źródło Onepress Mieliście tak, że biorąc udział w jakiejś prezentacji, zaczynaliście ziewać i osuwać się w niebyt? A może wasze audytorium walczyło z opadającymi powiekami? Założę się, że doświadczyliście jednego i drugiego. Prezentacja to była zmora czasów studenckich i nadal potrafi wychylić łeb na jakimś szkoleniu. Jak mogłam się w to wpakować? Pewnie będzie nudził – pomyślałam, patrząc na tytuł tej książki Prezentacje. Po prostu! Jednak ok, świadomie przyjęłam ją na półkę w nadziei, że z Piotrem Buckim pokonam zmorę. Czasami zmora jest nie taka straszna. Piotr Bucki twierdzi, że dobra prezentacja zabiera słuchacza ze świata który zna, do świata, którego nie zna. Przyznacie, że taka teza jest zachęcająca, nawet dla osoby tak sceptycznej, jak ja. Bucki przekonuje, że prezentacja to całość, narracja, a nie slajdy, które przygotowane w ujęciu graficznym, wzmacniają narrację. Autor podaje szereg zasad ich tworzenia i   robi to w świetnym stylu. Ważna jest struktura, wci

Hańba, J.M. Coetzee

Seks i kasa. Prosty układ: usługi prostytutki i jej wynagrodzenie, jednak klient za bardzo przywiązuje się do usług konkretnej kobiety. Spełnia ona jego wymagania, dlatego gdy ta znika, mężczyzna nie chce innej profesjonalistki. Swoje nienasycenie kobiecymi wdziękami ukierunkowuje na swoją dwudziestoletnią studentkę. Ta chwilowa fascynacja kosztuje bardzo dużo. Zaskarżony i pohańbiony musi odejść z pracy, jednak to dopiero początek problemów. Hańba Johna Maxwella Coetzee to zapis trudnych wyborów, uwikłania bohaterów, nieumiejętności podejmowania słusznych decyzji i braku zrozumienia. Wydaje się, że niemal każdy krok bohatera prowadzi do jego porażki, że nie potrafi poradzić sobie z problemami, przed jakimi stawia go życie. Poszukuje bliskości kobiet, jednak dwa razy rozwiedziony, wykorzystuje swoją studentkę, która wydaje się zagubioną, młodą dziewczyną. Bohater nie rozumie swojej dorosłej córki, o której życiu chce decydować. Zdegradowany prof

Krzyk Czarnobyla. S. Aleksijewicz

Źródło okładki „do tej pory mam przed oczyma jasnomalinowy odblask, reaktor świecił się jakoś tak z wnętrza. To nie był zwyczajny pożar, lecz jakieś takie jarzenie. Nic podobnego nie widziałam nawet w kinie. (…) Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być tak piękna” (s. 112) tak pierwsze godziny po wybuchu w Czarnobylu wspomina jeden z bohaterów książki Swietłany Aleksijewicz „Krzyk Czarnobyla”. Autorka na początku książki, napisanej 10 lat po wybuchu, przytacza fragmenty z pisma „Ogoniak” (nr 17 z czerwca 1996 r.) mówiące o skutkach wybuchu w Czarnobylu dla Białorusi. Potem są już relacje świadków i rodzin tych, którzy zazwyczaj nieświadomi zagrożeń, z poświęceniem usuwali skutki wybuchu. Pierwszą grupą dotkniętą bezpośrednio promieniowaniem byli strażacy. Aleksijewicz skupia się na historii wzruszająco opowiedzianej przez żonę jednego z nich, która obserwowała degradację organizmu męża i jego śmierć w męczarniach. Żołnierze, którzy mieli rozkaz pracy przy reaktorze, chorowali