Przejdź do głównej zawartości

Krótko o odchodzeniu


Michał Nogaś, dziennikarz Polskiego Radia stwierdził, że Grochów jest najlepszą książką w twórczości Andrzeja Stasiuka. Trudno się z tą opinią nie zgodzić. Krótka, zwięzła, liryczna, niosąca dużą dozę refleksji, to opowieść o odchodzeniu, rozstawaniu się z życiem w różnych przejawach, postaciach. Narrator równie przejmująco mówi o umieraniu przyjaciela jak i ukochanego psa. Agonia zwierzęcia, z którym człowiek był związany przez lata, skłania do wspomnień, przemyśleń. Z jednej strony jego śmierć jest czymś innym niż umieranie bliskiej osoby, z drugiej dostrzec można wiele punktów stycznych. Niezależnie od tego, kogo śmierć dotyczy, narrator jest wobec niej równie bezbronny. Jego refleksje prowadzą od możliwości uśpienia psa, co nazywa się ulżeniem mu w cierpieniu, do eutanazji, która niedługo może być równie powszechna, jak stosowane już prawo przedłużenia życia.
Łatwiej jest jednak teoretyzować patrząc na agonię psa, niż myśleć i mówić o śmierci w obecności człowieka powoli osuwającego się na drugą stronę, gdyż „trudno jest z kimś dzielić powolną śmierć”. Narrator obserwując ostatnie miesiące życia przyjaciela, woli mówić o czymkolwiek, byle zagadać teraźniejszość, byle nie artykułować tego, czego nie rozumie, czego nie potrafi ogarnąć, czego się boi. W przeciwieństwie do babki z pierwszego opowiadania, która śmierć, duchy traktowała jako coś normalnego, narrator nie wie, jak zachować się wobec śmierci. Nie inaczej jest z czytelnikiem, wydaje się, że Stasiuk mówi tu w imieniu także swojego odbiorcy.
Proza Stasiuka jest bardzo sugestywna, powracając do dzieciństwa, lat młodości i wędrówek z przyjacielem, przywołuje miejsca, zapachy, obrazy, uczucia.

A. Stasiuk, Grochów. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2012.


Komentarze

  1. Kurczę, znowu moje klimaty. ;d Pewnie przy okazji przeczytam. Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Penelopo, przeczytaj koniecznie.
      Pozdrawiam :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prezentacja nie taka straszna

Źródło Onepress Mieliście tak, że biorąc udział w jakiejś prezentacji, zaczynaliście ziewać i osuwać się w niebyt? A może wasze audytorium walczyło z opadającymi powiekami? Założę się, że doświadczyliście jednego i drugiego. Prezentacja to była zmora czasów studenckich i nadal potrafi wychylić łeb na jakimś szkoleniu. Jak mogłam się w to wpakować? Pewnie będzie nudził – pomyślałam, patrząc na tytuł tej książki Prezentacje. Po prostu! Jednak ok, świadomie przyjęłam ją na półkę w nadziei, że z Piotrem Buckim pokonam zmorę. Czasami zmora jest nie taka straszna. Piotr Bucki twierdzi, że dobra prezentacja zabiera słuchacza ze świata który zna, do świata, którego nie zna. Przyznacie, że taka teza jest zachęcająca, nawet dla osoby tak sceptycznej, jak ja. Bucki przekonuje, że prezentacja to całość, narracja, a nie slajdy, które przygotowane w ujęciu graficznym, wzmacniają narrację. Autor podaje szereg zasad ich tworzenia i   robi to w świetnym stylu. Ważna jest struktura, wci

Hańba, J.M. Coetzee

Seks i kasa. Prosty układ: usługi prostytutki i jej wynagrodzenie, jednak klient za bardzo przywiązuje się do usług konkretnej kobiety. Spełnia ona jego wymagania, dlatego gdy ta znika, mężczyzna nie chce innej profesjonalistki. Swoje nienasycenie kobiecymi wdziękami ukierunkowuje na swoją dwudziestoletnią studentkę. Ta chwilowa fascynacja kosztuje bardzo dużo. Zaskarżony i pohańbiony musi odejść z pracy, jednak to dopiero początek problemów. Hańba Johna Maxwella Coetzee to zapis trudnych wyborów, uwikłania bohaterów, nieumiejętności podejmowania słusznych decyzji i braku zrozumienia. Wydaje się, że niemal każdy krok bohatera prowadzi do jego porażki, że nie potrafi poradzić sobie z problemami, przed jakimi stawia go życie. Poszukuje bliskości kobiet, jednak dwa razy rozwiedziony, wykorzystuje swoją studentkę, która wydaje się zagubioną, młodą dziewczyną. Bohater nie rozumie swojej dorosłej córki, o której życiu chce decydować. Zdegradowany prof

Krzyk Czarnobyla. S. Aleksijewicz

Źródło okładki „do tej pory mam przed oczyma jasnomalinowy odblask, reaktor świecił się jakoś tak z wnętrza. To nie był zwyczajny pożar, lecz jakieś takie jarzenie. Nic podobnego nie widziałam nawet w kinie. (…) Nie wiedzieliśmy, że śmierć może być tak piękna” (s. 112) tak pierwsze godziny po wybuchu w Czarnobylu wspomina jeden z bohaterów książki Swietłany Aleksijewicz „Krzyk Czarnobyla”. Autorka na początku książki, napisanej 10 lat po wybuchu, przytacza fragmenty z pisma „Ogoniak” (nr 17 z czerwca 1996 r.) mówiące o skutkach wybuchu w Czarnobylu dla Białorusi. Potem są już relacje świadków i rodzin tych, którzy zazwyczaj nieświadomi zagrożeń, z poświęceniem usuwali skutki wybuchu. Pierwszą grupą dotkniętą bezpośrednio promieniowaniem byli strażacy. Aleksijewicz skupia się na historii wzruszająco opowiedzianej przez żonę jednego z nich, która obserwowała degradację organizmu męża i jego śmierć w męczarniach. Żołnierze, którzy mieli rozkaz pracy przy reaktorze, chorowali